Pan Roman, lat 72, jest człowiekiem o niewiarygodnej woli walki. Od wielu lat choruje na cukrzycę, a w czasie Covidu, przez sytuację jaka wtedy panowała w szpitalach, stracił obie nogi.
Pomimo tego nie załamał się tylko postanowił że jeszcze kiedyś będzie chodził. Najpierw jednak długo musiał czekać na protezę. Kiedy w końcu udało mu się ją zdobyć kolejny rok walczył o jej dopasowanie. Jednak jego radość nie trwała długo gdyż gdy tylko zaczął się uczyć na niej chodzić na kikucie zrobiło się otarcie, które szybko zmieniło się w niegojącą się ranę. Mimo ze Pan Roman i lekarze robią wszystko co w ich mocy rana nie goi się już drugi rok. Realizacja marzenia o samodzielnym chodzeniu znowu odsunęła się w przyszłość. Nadal jedynym sposobem poruszania się zostaje wózek inwalidzki i stary skuter. Pomimo przeciwności losu Pan Roman daleki jest od poddania się. Siły dodaje mu fakt że po wielu latach w jego życiu pojawił się syn a wraz z nim trzyletni wnuczek. Dzięki nim odkrył że pomimo kalectwa jest w stanie pomagać i czuć się potrzebny. Od kilu miesięcy z ogromną radością odbiera wnuczka z pobliskiego przedszkola. To wydawałoby się proste zajęcie w tej chwili nadaje sens jego życiu.
Pan Roman jest bardzo skromnym, dobrym człowiekiem. Utrzymuje się z niewielkiej renty inwalidzkiej, która starcza zaledwie na pokrycie stałych opłat, ale zapytany o największe potrzeby wymienia jedynie jedzenie, środki czystości i higieny osobistej oraz opatrunki.
Prezentem który sprawiłby mu radość byłyby skórzane rękawiczki bez których trudno mu poruszać się na wózku.